Rzutem oka na Peru

Decydując się na podróż z dzieckiem wiedzieliśmy, że będzie powoli. I jest nawet jeszcze bardziej powoli. I tak mi z tym bardzo dobrze. Mamy czas żeby popatrzeć, pobyć, poczuć klimat tych miejsc . No i nie mamy (prawie) choroby wysokościowej.

Co mnie w Peru najbardziej uderza, to to, że jest takie zupełnie normalne. I takie zupełnie inne od moich wyobrażeń i przekonań o tym kraju. Bo miało być podobnie jak w Indiach. Że brudno, tłoczno i głośno. Otóż nie. Tutaj jest zaskakująco czysto. Nie walają się nigdzie góry plastikowych butelek, ulice są zamiecione, a pościel wygląda przyzwoicie. Są miejsca, gdzie jest dużo ludzi, ale nie jest tak, że się ciągle ktoś o mnie ociera. Samochody trochę trąbią, ale nawet mniej niż na Bałkanach. Kierowcy jeżdżą w miarę przyzwoicie, można bez strachu o własne życie przejść przez ulicę, po której jeżdżą całkiem nowe Toyoty, Hyundaje i Kie.

Tutaj jedziemy po najbardziej turystycznej trasie i oczywiście, że ludzie chcą na nas zarobić, ale grzecznie proponują i, gdy my grzecznie odmawiamy, po prostu idą dalej. W Indiach ciągle opędzaliśmy się od różnych ludzi, którym łamaliśmy serca nie chcąc nic kupić. 

Miało być też bardzo biednie. Nie byłam w slumsach i wiem, że tam pewnie inaczej, ale w Indiach slumsy widziało się wszędzie. Widzieliśmy też ludzi śpiących na ulicy i wielu chorych, pokrzywionych, żebrzące dzieci. Peru wypada o niebo lepiej. Dzieci są tutaj czyste i zadbane, a dorośli Peruwiańczycy również nie wyglądają na zabiedzonych. Ale też ciężko tutaj pracują. Pewnie po kilkanaście godzin dziennie. Widzimy jak dzieci po szkole przychodzą do swoich rodziców do pracy, do ich wózków  z owocami, siedzą z nimi na ulicy i sprzedają sznurkowe bransoletki.

Ale widać też, że Peru się rozwija. Wszędzie wznoszone są nowe budynki, są te nowe samochody, są asfaltowe ulice, a nawet jak są bite to są polewane wodą by nie pyliły. Są tutaj supermarkety, restauracje, do których chodzą też Peruwiańczycy, a nie tylko turyści.

I jeszcze było, że Peruwiańczycy nie lubią za bardzo Gringo, czyli białych turystów. I może faktycznie nie wchodzą z nami od razu w jakieś zażyłe stosunki, ale są mili, pomocni, da się dogadać (po angielsku też) i załatwić różne rzeczy, nawet poza wybujałą administracją. Może się już przez 2-3 pokolenia masowej turystyki przyzwyczaili?

Wydawało mi się też, że jedzenie tu będzie jakieś proste. Ziemniaki, kukurydza, banany i ewentualnie jakieś wymyślne owoce i świnki morskie. Natomiast jedzenie jest bardzo dobre, dobrze przyrządzone, no może poza paskudnym café machiato w Puno. Natomiast kuchnia peruwiańska to jedna z najlepszych i najbogatszych kuchni świata. Nic w sumie dziwnego, bo spotykają się tutaj wpływy hiszpańskie, indiańskie, chińskie, japońskie i meksykańskie. To  stąd pochodzi papryka, pomidor, fasola, dynia i wiele innych warzyw. A wszystko przyprawiane jest ziołami z dżungli amazońskiej. Też inaczej niż w Indiach, gdzie wszystko było bardzo ostre i intensywne. W Peru przyprawy jakoś tak adekwatnie podkreślają smak potraw.

To taki rzut oka turysty jadącego wygodnym i dobrze utrzymanym szlakiem. Ciekawi mnie bardzo jak wygląda to Peru w innych miejscach. Jak tam jest ludziom czy dobrze im się żyje. Czy ich dobrze to takie samo jak nasze dobrze?

 

 

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *