Nasłuchaliśmy się bardzo różnych komentarzy odnośnie usypiania dziecka na rękach. Począwszy od tego, że dzieciaka rozpuścimy aż po sugestie, że dajemy się dziecku manipulować.
Ale właściwie w czym problem? Dlaczego to źle, że się przyzwyczai? Że będę musiała nosić Żabinę na rękach w środku nocy?
A co jeśli to nie dlatego trzeba je nosić na rękach w nocy, że się przyzwyczaiło, ale dlatego, że rodzic jest sfrustrowany tym, że dziecko samo nie zasypia i musi je nosić na rękach?
A co się stanie jeśli odpuścisz?
Dr Sears w „Księdze rodzicielstwa bliskości pisze”[1], że jeśli nie damy dziecku wystarczająco bliskości na początku, to o no się o nią i tak upomni. I znam mamy, które wierząc w teorię nieprzyzwyczajania odmawiały i dziecku i sobie tego komfortu bliskości, by po pół roku jednak zacząć dziecko nosić, bo się tego silnie domagało. Dlatego też postanowiłam zainwestować w przyszłość i usypiać moje dziecko na rękach.
Tym bardziej, że obietnice Rodzicielstwa bliskości są silnie wspierane przez badania nad przywiązaniem [2][3]. Okazuje się, że dzieci, które były zaopiekowane we wczesnym niemowlęctwie, a więc m.in. noszono je na rękach i bez zbędnej zwłoki odpowiadano na ich płacz, tworzą ze swoim opiekunem bezpieczną więź. Skutkuje to między innymi tym, że dziecko ma wysokie poczucie bezpieczeństwa, dzięki czemu chętnie eksploruje świat i jest bardziej otwarte. Szybciej też uspokaja się po nieprzyjemnych zdarzeniach, a co świadczy o tym, że dziecko uczy się regulowania swoich stanów wewnętrznych. A w regulowaniu stanów wewnętrznych uczestniczy kortyzol, o którego toksycznym oddziaływaniu na układ nerwowy dziecka dużo się ostatnio mówi w kontekście odczuwania stresu przez kobiety ciężarne czy też pozostawiania dziecka do wypłakania się (o czym jeszcze będę szerzej pisać). Tak więc w trosce o prawidłowy rozwój mózgu Żabiny chcę zadbać o to, by miała stosunkowo niski poziom kortyzolu i własnie dlatego noszę ją na rękach.
No i się przyzwyczaiła. I dobrze. Bo jak się okazało – niesamowicie ułatwia nam to życie. Czy to w samochodzie, gdy ciągniemy dziecko na drugi koniec Polski, w pociągu, w samolocie, w przyczepie kempingowej, u cioci, wujka, w hotelu czy na grillu – nie mamy żadnych (większych) problemów z usypianiem Żabiny. Kiedy jest już pora na sen, bierzemy dziecko na ręce, przytulamy, ponosimy i… śpi. I wszyscy w koło się dziwią, że jak to? Już? Tak od razu zasnęła? Nie potrzebujemy żadnych przytulanek, kołysanek, własnych poduszek, spacerów wózkiem w deszczowy dzień czy kilometrów samochodem dookoła osiedla. Wystarczy, że jest Mama albo Tata i jest wszystko czego dziecku do szczęścia potrzeba.
Oczywiście zdarza się, że zasnąć nie może i nosimy. Plecy bolą, ręce bolą, a dziecko nie śpi. Ale chyba każdy rodzic ma w swoim życiu takie chwile 😉 My wspomagamy się wtedy chustą. Albo drugim Rodzicem 😉
I tak patrzę, na tą moją Żabinkę, która już chętniej zasypia w swoim łóżeczku. I tak trochę mi żal, że jest coraz bardziej samodzielna i, że już niedługo nie będzie trzeba jej nosić na rękach. I trochę się boję jak my ją wtedy ogarniemy.
[1] William Sears „Księga rodzicielstwa bliskości”.
[2] Daniel Siegel „Świadome rodzicielstwo”.
[3] Sue Gerhard „Znaczenie miłości”.