Miesięczne archiwum: luty 2018

Ale jak jej na wszystko pozwalacie, to jak?

U nas to jest tak, że jak dziecko chce wchodzić po schodach, to wchodzimy po schodach. Góra -dół, góra-dół. Do znudzenia. A co jak już mi się znudzi? Wchodzę jeszcze parę razy i dopiero wtedy próbuję magicznych sztuczek z odwracaniem uwagi. Jest duża szansa, że dziecko już wysyciło swoją potrzebę związaną z tymi schodami i chętnie zacznie robić coś innego. Czyli, że wchodzę na te schody, bo dzieciak tak chce? Tak. I dlatego, że ja tego chcę. A chcę tego dlatego, że jestem leniwa. Zwyczajnie nie chce mi się biegać zawsze za dzieckiem i uważać żeby sobie krzywdy nie zrobiło albo grzebało mi gdzieś, gdzie nie chcę aby grzebało. Jeśli więc chce chodzić po schodach to chodzimy i uczymy jak to robić. A gdy chce przesypywać ziemię w kwiatkach – daję jej coś do przesypywania, a jeśli chce wyciągać garnki z szafki – zabieram te, które się mogą potłuc i sobie wyciąga pozostałe. Mam przez chwilę bałagan, ale też święty spokój, a przecież prędzej czy później jej się to znudzi (i zacznie się coś innego).

A czy pozwalamy dziecku na wszystko? W zasadzie tak. Prawie wszystko, bym powiedziala. Granicą jest bezpieczeństwo. Ale też niekiedy moje samopoczucie. Dzisiaj do szału doprowadzał mnie dźwięk stukania pokrywkami o garnki, dlatego zaproponowałam w zamian rzadko udostępnianą atrakcję – pudełka z herbatami. Innym razem, gdy np. nie mam ochoty zbierać herbaty z podłogi, to proponuję te garnki.

Zastanawia mnie jeszcze to pozwalanie. Brzmi to dla mnie jak taka relacja przełożony – podwładny. A moja relacja z Żabiną taka nie jest. Raczej jest tak, że robimy różne rzeczy wspólnie. Albo zwyczajnie jej nie przeszkadzam w tym co ona robi.

Ale są rzeczy, któych zdecydowanie nie pozwalam. I znowu – to te, które dotyczą bezpieczeństwa, ale też ważnych dla mnie rzeczy – moich książek czy kwiatów. Ale nie mówię, że nie wolno. Bo ja sama nie rozumiem co to znaczy nie wolno – kto komu, czego dokładnie i z jakiego pwodu nie pozwala. I skoro nie to, to co? Więc raczej mówię: stój, zamknij szufladę, to jest gorące.

Jednak to, że zwykle robię albo daję dziecku to co ono chce, nie przeszkadzam w różnych aktywnościach, po których muszę posprzątać i nie mówię, że nie wolno, nie oznacza, że to dziecko jest w tej relacji w pozycji dominującej. Może dlatego, że to ja nie czuję się w pozycji podwładnego. Bo akceptuję to, że dziecko do wielu rzeczy potrzebuje pomocy rodzica i nie jest dla mnie problemem, że po raz setny sprzątam rozsypany ryż. Bo tak naprawdę to ja wybieram sprzątanie tego ryżu, bo mam przekonanie, że to przesypywanie jest rozwojowe dla dziecka. A ja mogę w tym czasie spokojnie wypić kawę 😉