Miesięczne archiwum: listopad 2016

Kiedy kura staje się kwoką?

Zwykła kura, gdy się ją goni to ucieka. Do czasu, gdy już nie ma siły, nie może, nie widzi szansy. Wtedy kuca, kuli się w sobie jak by jej nie było. I można z nią zrobić cokolwiek. Nawet rosół.

Zupełnie inaczej sprawy się mają z kwoką. Stroszy się, tak, że wygląda na dwa razy większą. Jeśli do takiej podejść, to tylko z kijem. Potrafi bez wahania rzucić się na lisa.

Co powoduje, że ta kura, taka uległa, niezdolna do obrony, staje się taka waleczna, gdy tylko siada na jajkach? Albo raczej, dlaczego, dopiero gdy siada na jajkach staje się właśnie taka? Dlaczego nie jest taka cały czas?

A co się dzieje z nami, kobietami, gdy zostajemy matkami? Z zaskoczeniem obserwuję kobiety z mojego otoczenia, które w tej nowej roli stają się zupełnie inne niż dotychczas.

Niektóre z pewnych siebie, zdecydowanych, niezależnych bizneswoman potrafią wejść w rolę opiekuńczej mamy, stają się ciepłe, wrażliwe. Z innych wychodzi silna potrzeba kontroli, jeszcze inne stają się nadwrażliwe i nadopiekuńcze albo zaborcze.

Znam też takie dziewczyny, które jako mamy zyskują prawdziwą moc. Z cichej, szarej myszki wyrasta lwica, gotowa stanąć w obronie swojego dziecka, która też zaczyna kierować swoim własnym życiem.

Zmieniają się nie tylko dziewczyny, ale też nasze rozmowy. Kiedyś mówiłyśmy o pasjach, wyjazdach, rozwoju zawodowym. Dzisiaj mogą one godzinami rozprawiać o swoich maluchach, jakie są piękne, wspaniałe, mądre. Albo przeciwnie – nieznośne, niegrzeczne, kapryśne.

Czekam więc na ten moment, gdy i mi się „przekręci” coś w głowie. Że zacznę myśleć tylko o wózkach, sukieneczkach, pokoikach. Że zacznę wrzucać na FB zdjęcia coraz większego brzuszka, zdjęcia z USG, a potem codziennie fotkę dzieciaka z taką miną, albo taką i jeszcze może taką. Że zacznę patrzeć innym matkom do wózka i zachwycać się ich maluszkami. Dopytywać czy ładnie śpią, jedzą i o co tam jeszcze matki pytają.

A więc czekam. I czekam. I jakoś tak nic się nie dzieje. Jak mnie ktoś pyta o dziecko – no tak, nurkuje sobie. A czy kopie? No raczej. Czy się nie mogę doczekać żeby zobaczyć jak wygląda? Będzie wyglądało jak będzie wyglądało.

I przygotowuję się na to dziecko w taki najbardziej praktyczny sposób. Chcę kilku zmian w mieszkaniu, żeby tak po prostu zmieścić te wszystkie łóżeczka, ciuszki, gadżety. Chcę wysprzątać te kąty, do których potem długo nie zajrzę, chcę wyprać i wyprasować te 5 worków ciuszków, które dostałam od bratowej.

I zastanawiam się przy tym czy na pewno wszystko ze mną w porządku. I równocześnie obawiam się tego momentu, w którym jednak z tego praktycznego podejścia przełączę się na tę kwokę, która jest nie tylko waleczna, ale też zafiksowana na swych pisklętach.

 

Pożyczone od świata

Ciocię Krysię zwykle widziałam jadącą na rowerze. Pogoda, niepogoda, słońce, deszcz, wiatr. 15, 10, 5 lat temu. I tak do dziś.

Przez te lata nic się nie zmieniła. Nieco korpulentna, pogodna, z wesołymi promyczkami wokół oczu. Może tylko włosy, od lat przycięte tak samo, kiedyś były bardziej czarne niż siwe.

I tak samo od lat słyszę jak różne osoby mówią, że ciocia to już przecież nie musi. Że ma już dorosłe, samodzielne dzieci, więc po co ona jeszcze tym rowerem jeździ dorabiać na tych grzybach, jagodach, orzechach. I ciocia od lat tak samo. tylko się uśmiecha i tłumaczy, że dla siebie to ona już nic nie potrzebuje. Ale to dla dzieci, dla wnuków, do których idzie codziennie i zawsze coś kupi, przyniesie.

I po tych wszystkich latach, tej troski, opieki, zaangażowania widzę ciocię na festynie w naszym miasteczku. Ciocia siedzi w trzecim rzędzie, a kawałek dalej córka z rodziną. Ciocia zerka ukradkiem w ich stronę.

Ach, ta córka niewdzięczna, samolubna!  A może jednak nie? Może po raz pierwszy od lat zdobyła się na… No właśnie, na co? Na odwagę by żyć własnym życiem? By postawić granicę, zadbać o potrzeby swoje i swojej rodziny?

Później ciocia powie tak trochę ze smutkiem, trochę w zamyśleniu, że nie ma co tak wszystkiego dzieciom poświęcać, bo one i tak pójdą w swoją stronę.

A teraz myślę o moim dziecku, które zaraz przyjdzie na świat. Dziecko, od lat wyczekiwane. Ale też dziecko, które w mojej świadomości, jest nam tak jak by od tego świata pożyczone. Bo ile będzie z nami? 15-20 lat? potem ma swoje sprawy, swoich znajomych, swoje życie. I dobrze. Tak pewnie ma być. Bo, jak mówiła moje prababka, „dzieci chowie  się dla świata”. A ja tak trochę z żalem, ale też trochę z niecierpliwością będę czekać na moment, w którym to nastąpi.

Z niecierpliwością dlatego, że chcę patrzeć jak moje dziecko dorasta, układa sobie życie, ale też dlatego, że przez te kilka lat stworzyliśmy z moim mężem wspaniały związek, w którym dobrze jest nam razem we dwoje. I mimo, że nie wątpię, że we trójkę też będzie cudownie, nie będę się mogła doczekać aby mieć mojego P. z powrotem tylko dla mnie. Oboje będziemy wtedy inni. Oby nie tylko starsi, ale też dojrzalsi i mądrzejsi. I obyśmy mieli dalej tyle sił, co dziś ciocia Krysia, na realizowanie naszych marzeń.