Miesięczne archiwum: październik 2015

Dobrze wychowane znaczy jakie?

Kiedy widzę, gdy ktoś komentuje zachowanie dzieci, że albo grzeczne albo niegrzeczne to rodzi się we mnie bunt. Co to w ogóle znaczy, że grzeczne? Że wytresowane? Nie widać, nie słychać i szybko wykonuje polecenia dorosłych? A niegrzeczne to jakie? Żywiołowe, znające własne potrzeby, mające własne zdanie?

Bardziej niepokoją mnie te grzeczne dzieci. Z jednej strony widzę kombinatorów, którzy potrafią się przymilić do babci aby zaraz ją zmanipulować i zrealizować własne cele. Rozgryźli system i znaleźli sposób na babcię. I to na plus – jakoś sobie poradzą. Ale jakie relacje będą budować i w jaki sposób będą osiągać swoje cele w dorosłym życiu? Z drugiej strony są te dzieci całkowicie dostosowane. Gdzie je postawisz tam stoją. Co im każesz to zrobią. Te niepokoją mnie bardziej. W jaki sposób mają być myślącymi dorosłymi, kreatywnymi pracownikami, odpowiedzialnymi obywatelami?
Czy rzeczywiście chcemy wychować nasze dzieci na szczurki korporacyjne, trybiki w systemie?

Jeśli chodzi o żywiołowe dzieciaki to o nie martwię się mniej. Do czasu gdy idą do szkoły. Nauczyciele wciąż stosują kary  i to jeszcze takie polegające na zawstydzeniu dziecka. Co chwile słyszę opowieść o tym, że nauczycielka dzwoni do rodzica  – przy wszystkich dzieciach, za jakieś drobne przewinienie. Nie dość, że wstyd przy klasie to jeszcze straszenie dziecka rodzicem… Jak to dziecko ma później być pewne siebie i osiągać sukcesy, kiedy jego naturalna ciekawość świata i kreatywność spotyka się z taka odpowiedzią?

Można stosować różne metody wychowawcze. Oparte na bliskości, behawioryzmie albo jeszcze inne. Dla mnie jednak najważniejszą kwestią jest aby zadawać sobie pytanie jaką postawę chcę wzmacniać w dziecku czyli jakim będzie dorosłym?

Szkolenia miękkie to takie pitu pitu

Tak podsumowała to czym się teraz zajmuję moja znajoma.  Jej zdaniem każdy z nas żyjąc w społeczeństwie, wchodzi w interakcje z innymi ludźmi i w ten sposób rozwija swoje kompetencje.

Taka sytuacja rzeczywiście mogła by być możliwa gdybyśmy rzeczywiście żyli w społeczeństwie, w którym każda osoba miała by te kompetencje rozwinięte na bardzo wysokim poziomie i od dziecka uczylibyśmy tych zachowań.

Tymczasem pochodzimy z różnych środowisk, w naszym otoczeniu funkcjonują różne modele zachowań, wynikające z różnych przekonań. I oczywiście można metodą prób i błędów zdobywać doświadczenie i dochodzić do pewnych rozwiązań. Ale czy każdy z nas jest w stanie wyciągnąć z każdego zdarzenia wnioski i na tej podstawie wprowadzić w życie najlepsze rozwiązanie?

Pamiętam sytuację, gdy razem z większą grupą znajomych zarezerwowaliśmy miejsca w pubie. Gdy przyszliśmy okazało się, że wydzielili nam fragment dużej sali, natomiast było tam też piętro, na którym było by nam bardziej komfortowo. Schody na piętro były jednak przegrodzone i nie można było tam wchodzić. Nauczeni doświadczeniem, że jak się zagada to się czasem da coś załatwić poszliśmy do barmanki. Dziewczyna odpowiedziała, że nie można, że tylko na dole tego dnia jest otwarte. Kilka osób zaczęło ja prosić, ale była nieugięta. I wtedy koleżanka zapytała: „A co by musiało się wydarzyć abyśmy mogli tam wejść?” Barmanka odpowiedziała, że musiała by zapytać szefa, a ze on zaraz tu powinien być, wiec prosi o chwilę cierpliwości. Szef oczywiście się zgodził i całą grupą siedzieliśmy za chwile na piętrze.

Było tam kilkanaście inteligentnych osób, które potrafią się poprawnie komunikować, a które nie mogły wpłynąć na tą panią.  W śród tych osób znalazła się jedna, która wiedziała, że zamiast wchodzić w dyskusję i argumentować należy zadać odpowiednie pytanie, które spowodowało, że barmanka wzięła sprawy w swoje ręce.

Umiejętność zareagowania w takiej sytuacji wzięła się nie tylko z wiedzy jak można postąpić, ale również z wcześniejszego doświadczenia metody na sobie i przećwiczeniu jej w bezpiecznym środowisku sali szkoleniowej.

Takie sytuacje można mnożyć. Pani, która na warsztacie odkryła, że nie każde zdanie wypowiedziane przez jej dorosłe już dzieci jest prośbą, którą, jak jej się wydawało, musi natychmiast wykonać. Potem cieszy się, że ma więcej czasu dla siebie i co najważniejsze, nie czuje się wykorzystywana. Koleżanka, która po szkoleniu dotyczącym typów osobowości rozumie różne potrzeby swoje i męża, dzięki czemu przestali się szarpać z każdą decyzją, pozwalając sobie wzajemnie na jej podejmowanie we właściwy dla siebie sposób.

Oczywiście można odkrywać na nowo Amerykę i dochodzić nieraz nawet latami do tego samego. Tylko po co?

Twój czas jest skarbem więc marnuj go oszczędnie

„Nie, no co ty? Bieganie? Dwa razy w tygodniu? Zupełnie nie mam na to czasu”. Ile razy słyszymy takie tłumaczenie z ust naszych znajomych, albo też sami się w ten sposób usprawiedliwiamy. Wydaje się, ze dwie godziny w  tygodniu na aktywność fizyczną, naukę języka czy inne zainteresowania to dużo. Ale czy na pewno?

Moja ciocia nie mogła sobie wyobrazić jak można żyć bez telewizora. Ale gdy spędziła u mnie dwa dni, stwierdziła, że co najmniej tydzień mogła by u nas spędzić i wcale jej by go nie brakowało. Dlatego, że gdziekolwiek się nie obróci wpada jej w ręce ciekawa książka, gazeta. Prawdziwa magia telewizora objawia mi się właśnie teraz kiedy go nie mam. Kiedy odwiedzam kogoś, kto ma zwyczaj pozostawiania włączonego telewizora, okazuje się, ze co chwilę ktoś wciąga się w to co się dzieje na ekranie. Wydaje się chwila, a to mija właśnie 10-20 minut. A co ja robie nie mając telewizora? Uczę się języków, czytam książki, rozmawiam z mężem:) I tracę czas na komputerze. Nie raz skacząc z odnośnika do odnośnika na Wikipedii spędziłam nawet dwie godziny zdobywając niezwykle bezużyteczną wiedzę. Że już pominę czas roztrwoniony na Facebooku i innych portalach.

W pewnym momencie zaczęłam monitorować ile przeznaczam czasu na różne czynności.  Wyniki są zaskakujące. Wymienię tylko kilka:

Przygotowanie obiadu – 30-60 minut

Umycie naczyń po obiedzie 10-15 minut.

Skakanie po stronach internetowych – 50-110 minut

Granie w minigrę mobilną – 75 minut dziennie

Od czasu tego pomiaru chętniej myję naczynia, a w gierkę staram się grać np. w trakcie przejazdu autobusem. Jednak przejazdy te wykorzystuję również do nauki słówek z angielskiego i hiszpańskiego. Czyli im więcej przejazdów tym lepiej:)

A co Ty robisz w trakcie dojazdu do pracy? Godzina w jedną i godzina w drugą stronę… Słuchasz muzyki, grasz w grę, uczysz się słówek, czy wściekasz się na innych kierowców?

O górach i zakrętach

Idąc przez życie  czasem by się chciało zobaczyć dokąd ta życiowa droga prowadzi. Albo chociaż zobaczyć co nas czeka w najbliższym czasie, jakąś dłuższą prostą, A tu nic tylko zakręt. Nawet nie zakręt za zakrętem. Jeden wielki zakręt i wciąż jak by pod górkę. Ale czy wciąż jesteśmy w tym samym miejscu?

Ciągły zakręt pod górkę to nic innego jak trawers, spirala po której się wspinamy na tą naszą górę, zbyt stromą aby dało się pobiec na przełaj. A czasem nawet trzeba przejść trochę na około aby ominąć skarpę albo po prostu by mieć lepszy widok:)

Lubię drogi z zakrętami. Zawsze może się za chwile pojawić coś niezwykłego. Ale może też za chwilę, jakaś przeszkoda zablokuje przejście. Może błoto, którego nie da się ominąć ani lewą, ani prawą stroną. Na szczęście wystają jakieś kamienie, więc może uda się jakoś przeskoczyć.  W takich momentach cel schodzi gdzieś na dalszy plan. Liczy się droga. Za pierwszym razem, analizuję, sprawdzam, skupiam się tylko na tym aby przejść, kolejnym razem robię to pewniej. A jeszcze kolejnym nawet widząc obejście idę śmiało po tych kamieniach, bo przecież to świetna zabawa.

A jeśli ta droga jednak była by prosta, to co? Gdzieś w pędzie na szczyt może też zabrakło by tchu… Albo znaleźli byśmy się tam sami, nie wiedząc kiedy, jak i co było po drodze…