„Nic nie wiesz o empatii” w podobnych słowach ktoś skomentował mój wpis na grupie fejsbukowej w 5 dni po ukończeniu przeze mnie rocznego Studium Komunikacji w Opraciu o NVC. 80 godzin zajęć, 20 godzin rozmów w dwójce empatycznej. Wystarczająco aby nieco poczuć (nie)kompetencję w udzielaniu empatii. I w zupełności wystarczająco abym mogła w sobie poczuć taką moc do zmieniania świata na lepszy. Że mogła bym teraz tej empatii dać każdemu, wiadrami.
I przestroga na drogę – nie bądźcie Ratownikami. I taki mój bunt – że ja chcę być ratownikiem. Przecież dlatego robię to co robię. Gdybym nie chciała ratować świata to nie zmieniała bym 3 razy zawodu. Chcę pomagać ludziom w ich rozwoju, we wzajemnym rozumieniu, w rodzicielstwie. W różnych trudnych sytuacjach. Chcę ich ratować przed innymi ludźmi i przed nimi samymi. Hmm, no właśnie.
Dziękuję osobie, która napisała mi, że nic nie wiem o empatii. Nie dlatego, że uświadomiła mi, że nic nie wiem – bo coś tam jednak wiem, ale za to, że na własnej skórze odczułam sytuację, gdy ktoś ratując kogoś, kogo uważa za ofiarę, staje się prześladowcą dla kogoś innego.
To co się wydarzyło można przedstawić na takim schemacie:
Ta rola Ratownika wydaje się taka bardzo atrakcyjna. Że ratujemy kogoś biednego przed kimś strasznym. I wszystko było by ok, gdyby nie to, że ten cudowny Ratownik staje w pozycji władzy do Ofiary. Że to tylko on może ją ocalić i tylko on wie co jest dla tej Ofiary dobre, i że ta Ofiara jest taka biedna, i że jest Ofiarą. I każdy kto powie coś „nie tak” może się stać dla Ratownika Prześladowcą jego Ofiary. I wtedy Ratownik staje się dla tego Każdego Prześladowcą. A czasem Ratownik staje się też Prześladowcą dla swojej Ofiary, która przecież musi dostać po głowie aby się za bardzo nie wynurzała, aby mógł ją dalej ratować. Czyli, że od Ratownika do Prześladowcy jest tylko jeden krok i, że Ratownik musi mieć Ofiarę.
W tym układzie osoba, która ma problem się nie liczy. Ratownik ratuje ją dla własnej satysfakcji i poczucia mocy. Często ratuje w sposób, który w dłuższej perspektywie nie służy ratowanemu.
Uświadamia mi to jak bardzo pomoc drugiemu człowiekowi jest trudna. Jakiej trzeba uważności i delikatności aby ta pomoc była pomocna. Aby uwzględniać tę osobę, której pomagamy – wierzyć w jej siłę i możliwość samostanowienia o sobie. I aby też nie ranić tej osoby jeszcze bardziej przez to, że zranimy też przy okazji kogoś innego.