Mam już dość, chciałabym zupełnie inaczej, ale oni i tak nie słuchają, więc się zgadzam, bo co za różnica… Narastają emocje – irytacja, frustracja, złość. Aż w końcu nie mam już sił by je zdusić w żrodku. Krzyk, pretensje, uraza. Tak aby wszyscy to wyraźnie poczuli. Aby im pokazać jak mi źle i trudno. Aby to wreszcie zrozumieli!
Znasz to?
W ten sposób reagujemy wtedy, gdy jedziemy na automatyzmach, gdy nie znamy swoich granic, gdy chcemy dzieciom dać coś czego sami nie mieliśmy, gdy mamy pomysł aby zaopiekować się dzieckiem tak bardzo, że
rezygnujemy z siebie, …
I teraz nie chodzi o to aby pójść w drugą stronę, że niczego nie wolno, że wszystko jest obwarowane szczegółowymi zasadami, w których i dziecko i my się od dawna gubimy, a o każdą rzecz trwają długie dyskusje i negocjacje, albo wręcz przeciwnie – że dziecko boi się zrobić cokolwiek, bo nie wie czy może.
Aby się w tym nie pogubić pomaga znajomość swojego celu – czyli odpowiedź na pytanie: Do czego, ja jako rodzic dążę? Rodzice bliskościowi mają ten cel dość jasno sformułowany – chcemy budować z dzieckiem dobrą relację. Dobrą, czyli opartą na wzajemnym szacunku, taką, w której dba się o potrzeby każdego członka rodziny, taką, gdzie każdy bierze odpowiedzialność na miarę swoich możliwości.
Aby móc ten cel realizować kluczowa jest świadomosć własnych granic i dbanie o własne potrzeby. I dla mnie od dawna jest to jasne (co nie znaczy, że potrafię to robić), natomiast kiedy przejrzałam różne książki dotyczące Rodzicielstwo Bliskości pod kątem tematu granic, poczułam ogromne zaskoczenie radykalizmem takich autorów jak Alfie Kohn, Małgorzata Musiał czy Agnieszka Stein.
I ten radykalizm w ogóle nie jest o tym, że mamy robić to, co dziecko chce. Wręcz przeciwnie. To my decydujemy czy coś chcemy zrobić czy nie. Agnieszka Stein pisze:
„Chcesz sie na coś nie zgodzić, czegoś odmówić? Nie kupić lodów albo kolejnej zabawki? Zrób to. (…) Zrób to dlatego, że czujesz głęboko, że nie chcesz tego robić.” i „Chcesz się zgodzić zrobić dziecku frajdę? Kupić mu lody albo zabawkę? Zrób to. (…) Zrób to, kiedy czujesz, że także Tobie sprawi to radość”.
To co jest tutaj kluczowe to to, że mamy się zgodzić lub nie zgodzić, dlatego że tak czujemy – czyli mieć tą świadomość dlaczego chcę i dlaczego nie chcę. Że to nie jest jakaś zasada z zewnątrz, ale właśnie moja świadoma decyzja. I nie chodzi też tutaj o to, żeby nam rodzicom było dobrze, ale o to aby uczyć dziecko rozpoznawać własne granice – poprzez pokazywanie tego jak my sobie z tym radzimy, pozostajac przy sobie, bez motania i ukrywania swoich prawdziwych uczuc i potrzeb.
W podobnym tonie możemy przeczytać u Małgorzaty Musiał: ” (…) rodzic nie musi bać się odmawiać dziecku. Owszem, w efekcie ujrzy niezadowolenie, płacz, może i krzyk i może półgodzinną rozpacz – ale nie to powinno przesądzić o decyzji, którą podejmie. (…) rodzic ma prawo się nie zgodzić, a dziecko ma prawo być z tego powodu niezadowolone.” (A to jest prawie jak u Jespera Juula, który często mówi o tym by pozwolić dziecku na frustrację).
I znowu – to nie jest tak, że mówimy dziecku „nie, bo nie” albo „taka jest zasada”. Wysłuchujemy dziecka o co mu chodzi, dlaczego jest niezadowolone i bierzemy je pod uwagę tak bardzo, jak to jest możliwe. Jednak to my jako rodzice podejmujemy ostateczną decyzję. I to my bierzemy odpowiedzialność aby zmierzyć się z emocjami dziecka i wesprzeć je w tym napadzie płaczu czy krzyku – być przy nim ze zrozumieniem, bez pretensji i bez podburzania czy wyśmiewania.
Również Alfie Kohn, który dużo mówi o tym aby dawać dziecku wybór wszędzie tam, gdzie to możliwe i pomagać im doświadczać autonomii, pisze wyraźnie o tym, że nie wszystko trzeba negocjować, a dzieci powinny wiedzieć, że są kwestie, które mogą podlegać negocacjom. U Kohna znajdujemy też cały podrozdział: „Kiedy dzieci nie chcą, ale muszą”, w którym czytamy np. o tym, że rodzic prosi (a czasem żąda – Kohn nazywa rzeczy po imieniu) o posprzątanie zabawek, zakończenie hałaśliwej zabawy, wyjście na czas, mycie zębów – czyli nie tylko i wyłącznie sytuacji zagrożenia życia i zdrowia, ale też takich zupełnie codziennych. Jednak strategie, które proponuje Kohn są nastawione na poszanowanie autonomii dziecka, uczciwość i kreatywność.
Co mnie w tym najbardziej zaskakuje? Że nie ma tam nic o tym, że mam się jakoś bardzo naginać, rezygnować, stawać na rzęsach. Jest natomiast o szacunku, autonomii i braniu odpowiedzialności. Odpowiedzialności za swoje potrzeby, za relację z dzieckiem i za konsekwencje moich działań wyrażone frustracją czy niezgodą dziecka. I tak bardzo poczulam to, że te granice dają wolność i wybór – nam, jako rodzicom.
Agnieszka Stein „Dziecko z Bliska” wyd. Mamania Warszawa 2012
Małgorzata Musiał „Skrzynka z narzędziami”, wyd. Mamania Warszawa 2017
Alfie Kohn „Wychowanie bez nagród i kar”, wyd. MiND, Podkowa Leśna 2013