San Sebastian – największa miejscowość wypoczynkowa na tym wybrzeżu. Najlepsza kuchnia – mają tu najwięcej knajpek z największą liczbą gwiazdek Michellin. Podobno. My tego nie sprawdziliśmy, mimo że bardzo zależało nam na zjedzeniu kolacji właśnie tutaj. Ale szukaliśmy cichej knajpki w ładnym otoczeniu. Okazało się, że w tym mieście są to zbyt wygórowane wymagania.
Ilość ludzi na ulicach i poziom hałasu przywodzi mi na myśl Indie. Jeszcze jak rozdzwoniły się dzwony w kościołach to już dejavu. Ale też w jakiś sposób San Sebastian przypomina mi Baku. Również jest to miasto nad zatoką. Budynki z XIX wieku, wystawy drogich sklepów. Chociaż w Baku było to wszystko bogatsze, większe, a za drzwiami luksusowych sklepów stali portierzy by otworzyć je przed wchodzącymi klientami. Może nie przed nami, bo my w trekach i z plecakami w ogóle nie przypominamy amatorów Chanell czy Diora.
Tym razem wyglądamy nieco porządniej niż zwykle, ale nadal naszym celem nie są zakupy, tylko chłonięcie atmosfery miejsca. Atmosfera San Sebastian okazała się jednak dla nas mało przyjazna i wybraliśmy mało wykwintną kolację przygotowaną w przyczepie w ustronnym kempingu.
Widząc (i słysząc) tłum turystów młodszych, starszych, różnych już przecież po głównym sezonie, zastanawiałam się jak można wypoczywać w miejscowości „wypoczynkowej”. Ale może to wcale nie chodzi o wypoczynek? Co jest celem ludzi jadących na wakacje w takie czy inne miejsce? Chwila wytchnienia, beztroski, zabawy na którą pracujemy cały rok. A może moda? Chęć pokazania na Facebooku, że byliśmy właśnie TAM i dlatego jesteśmy FAJNI. Albo chęć spędzenia czasu w taki sposób w jaki się lubi, ale codziennie nie można sobie na to pozwolić?
Przecież nasze wakacje dla niejednego to też nie jest wypoczynek. To raczej ogromny trud. Wysiłek fizyczny – dużo chodzenia, dźwiganie plecaka, sporo godzin w środkach lokomocji. Dla mnie to też ogromna praca nad sobą. Poznawanie swoich granic i często przekraczanie ich. Począwszy od bariery językowej – musisz się dogadać z kimś z innej kultury, kto dziwi się, ze chcesz croissanta z kawą w porze lunchu ;), ale też niejednokrotnie trzeba wrócić z daleka do noclegu, nie da się zjeść gdy się jest głodnym, bo albo siesta, albo – jak w Kornwalii wszystko zamknięte po 20:00. To uczenie się zwyczajów innych ludzi i ich stylu życia na własnej skórze.
To może dobra lekcja przed tym jak nasz świat będzie się musiał dopasować do innego człowieka już za kilka miesięcy 🙂