Jakiś czas temu zamarzyłam sobie, że pójdę kiedyś drogą do Santiago de Campostela. Dlatego, że to musi być niezwykłe przeżycie tak iść samemu, albo i nie samemu, ale z samym sobą. Idąc samą tylko drogą francuską jest to ok. 800 km – coś jak 1 miesiąc wędrówki. Długo. Ale amatorów takiej wyprawy nie brakuje. W ostatnich latach trasa przyciąga coraz więcej pielgrzymów (ponad 200 tys. rocznie!), chcących dotrzeć może nawet nie tyle do Santiago co do własnego wnętrza.
Planując nasz wyjazd do Hiszpanii wcale nie myślałam o tym, że Santiago znajduje się w części Hiszpanii, którą zamierzamy odwiedzić. Nie zmieniam od razu marzeń w plany. Jakoś tak się dzieje, ze jak zaczynam o czymś marzyć to to się jakoś potem dzieje. Takie samo spełniające się proroctwo, tylko, że w ta dobrą stronę. Gdzieś tam w podświadomości pomysł pracuje i dążymy do jego spełnienia.
Chociaż tym razem, przeglądając mapy przed wyjazdem zaskoczyłam się trochę, że Santiago leży właśnie w Galicji, jednak zdecydowaliśmy, że to będzie jakiś taki dobry kierunek, a może nawet cel tej podróży. Ale podróż bez dokładnych planów ma taki swój urok, że można się naprawdę zdziwić. Niemal od przybycia do Hiszpanii wciąż mijamy się z Camino de Santiago. Byliśmy w Pamplonie, Puenta la Reina, Estelli. Po drodze trafialiśmy, często przypadkiem, na sanktuaria czy klasztory, o które również zahaczają pielgrzymi. Nasz drugi oprócz Santiago cel – koniec Europy Finsterra również okazał się ostatnim kilometrem Camino, gdzie dążyli pielgrzymi jeszcze te 90 km już po dotarciu do celu aby będąc tak blisko, zobaczyć koniec ziemi.
Później samo Santiago. Takie trochę deszczowe i w remoncie. Nie udało nam się zobaczyć słynnego Portyku Chwały. Pewnie dobrze. Pozostał jakiś niedosyt i może pretekst do przejścia tej drogi. Jadąc przez Galicję do Leonu jedziemy praktycznie wzdłuż Camino. Po drodze O Cebreiro, bo była chwila czasu. Bardzo ważne miejsce dla pielgrzymów, gdzie w XIIIw. miał dokonać się cud eucharystyczny. Dalej Leon i Burgos. A jutro zataczamy kółeczko gdzieś w Kraju Basków tym samym domykając też Drogę.
Co nie zmienia faktu, że nadal będę chciała ją przejść. Może całą europejska drogę? Od Olsztyna? Do czasu gdy się wybiorę to pewnie już cały szlak będzie odtworzony. Bo, że marzy mi się taka droga, to nie znaczy, że teraz zaraz i już muszę to marzenie zrealizować. Teraz mam przed sobą inne wyzwania, a to pozostawię sobie na taki moment w życiu, gdy będę tej drogi potrzebowała również do ponownego odnalezienie siebie.