Pierwsza wyprawa z dzieckiem

Zaczęliśmy raczej skromnie – cała wyprawa, to raptem czterech dni w Warszawie. Ale wyprawa była na miarę naszej małej rodzinki. Nie żeby samochodem od drzwi do drzwi. Pojechaliśmy pociągiem. Pendolinem.

I to był dobry pomysł. Jechaliśmy we trójkę w czteroosobowym przedziale rodzinnym. Mogliśmy w czasie jazdy nakarmić i przewinąć dziecko. Mogliśmy wziąć Żabinkę na ręce gdy płakała i pochodzić z nią po przedziale. Był to także czas dla nas. Mogliśmy pierwszy raz od dłuższego czasu po prostu porozmawiać.

Jak się spakować na taką podróż? Nie mam pojęcia. Staraliśmy się wziąć jak najmniej rzeczy. Dokładnie oszacowałam liczbę sweterków (6), spodenek (4), bodziaków(6) na wszystkie możliwe wypadki, plus dwa komplety na wszelki wypadek. I dla nas właśnie ze względu na różne wypadki wzięłam po kilka ciuchów więcej. I spakowałam tylko jedne buty! No i wyszło że targaliśmy wózek, walizę na kółkach, plecak, torebkę… Aż dziw, że dziecka przy tym nie zgubiliśmy…

No dobrze, ale po co z dzieckiem do Warszawy? Chyba najbardziej dlatego, żeby przetestować podróżowanie z maluszkiem zanim wymyślimy ambitniejszą destynację. A pretekstem była konferencja P. Że skoro on i tak jedzie, to może pojedziemy wszyscy. Spotkamy znajomych, pójdę na zakupy (?!) Plan był prawie dobry, tylko że  w centrach handlowych więcej niż jeden dzień wytrzymuję z trudem zarówno ja, jak i dziecko i nasza karta kredytowa. Na szczęście pogoda była już prawdziwie wiosenna, więc można było z przyjemnością pospacerować po mieście.

W moim przekonaniu Warszawa powinna była być idealna do spacerów z wózkiem – bo płaska. No cóż… Po pchaniu, targaniu, ciągnięciu wózka przez te cztery dni porobiły mi się odciski na palcach… A Warszawa nie tylko nie jest płaska, ale nawet jest hmm… wielopoziomowa. Często przy tych licznych schodach w dół i w górę nie było nie tyle nawet windy, co chociażby podjazdu dla wózków. Początkowo strasznie mnie to irytowało, jednak gdy po raz kolejny z poczuciem bezsilności wpatrywałam się w czeluść przejścia podziemnego, pojęłam całą głębię takiego stanu rzeczy. Otóż, jest to z pewnością wielki zamysł projektantów-urbanistów, dbających o nawiązywanie relacji w przestrzeni publicznej. Nie po raz pierwszy bowiem podszedł do mnie w takiej sytuacji pan, który zaproponował pomoc w zniesieniu wózka (były też panie, które przytrzymywały drzwi i odsuwały krzesła).

Bardzo mi też miło, że nikt nas nie wyrzucił gdy karmiłam dziecko piersią w restauracjach, kawiarniach i w kościele. Mimo, że uważam, że karmienie piersią jest czymś normalnym, obawiałam się takiej sytuacji, która przecież nie była by przyjemna. W każdym razie przetestowałam na własnej skórze i już wiem, że nie jest to problemem. Pewnie znacznie gorzej jest, gdy dziecko ryczy i nie można go w takim miejscu uspokoić.

Według nas nasza pierwsza, testowa podróż z dzieckiem, wypadła całkiem w porządku. Natomiast trudno stwierdzić co na ten temat sądzi nasza Żabinka. Bo to, że prawie cały czas spała może zarówno oznaczać, że jej się podobało jak i to, że biedną zamęczyliśmy…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *